• Dzisiaj jest środa, wrzesień 13, 2023

Dotknąć, poczuć, posmakować (1)

Mirosław Stefanek
Katarzyna Fedyk
lipiec02/ 2016

Mój interlokutor mówi o sobie, że jest chory na podróżowanie. Ja dowiedziałam się, że jeździ po świecie, żeby go dotknąć, poczuć, posmakować. Natomiast wrocławianie już dwukrotnie podziwiali fotografie Mirosława Stefanka. Pierwszy raz na wystawie w sierpniu ubiegłego roku, a drugi – kilka miesięcy temu, w styczniu.

 

KATARZYNA FEDYK: Od czasu do czasu zostawiasz bieżące sprawy związane z codziennym życiem w Piotrkowie Trybunalskim, pakujesz plecak, sprzęt fotograficzny i jedziesz na „koniec świata”.

MIROSŁAW STEFANEK: Tak.

K.F.: Co twoim zdaniem pcha człowieka do podróży w nieznane?

M.S.: Odpowiedzi jest wiele. W moim przypadku jest to niezmierzona ciekawość innych kultur, zwyczajów, uwarunkowań geograficznych.

Pewnie znasz niektóre książki Zbigniewa Nienackiego. Tego pisarza kojarzymy przeważnie z twórczością dla młodzieży, mimo że pisał również powieści dla dorosłych. W serii o Panu Samochodziku, którą przeczytał prawie każdy młody człowiek z mojego pokolenia, Nienacki daje wyraźnie do zrozumienia, że jesteśmy żądni przygód i ciekawi. W pełni zgadzam się z nim. Moim zdaniem właśnie te cechy pobudzają nas do działania. Sprawiają, że niczym Bilbo Baggins wychodzimy z bezpiecznej nory, żeby wyruszyć dalej, w świat.

K.F.: Ale nie wszyscy podróżują.

M.S.: Dwa miliardy ludzi na świecie jest niedożywionych, osiemset milionów głoduje, więc na pewno nie wszyscy. Niektórzy ledwie wiążą koniec z końcem, po prostu nie mają na taki luksus pieniędzy. Są też tacy, którzy teoretycznie mogliby podróżować, lecz gdy przychodzi co do czego, paraliżuje ich lęk przed nieznanym. Mimo to w każdym – niezależnie od tego, w jakiej kulturze żyje – pojawia się czasem ciekawość i potrzeba przygody, zmian.

K.F.: Czy wcześniej planujesz swoje podróże, czy raczej działasz spontanicznie?

M.S.: Nie robię ścisłych planów, co najwyżej czynię założenia. Z takich najbliższych, na ten rok, to na pewno chciałbym pojechać na Białoruś. Chciałbym też wyruszyć na trzytygodniową wycieczkę motocyklową Turcja – Albania. Najpierw zamierzam dojechać do Stambułu, stamtąd do Albanii, po czym motocyklem przejechać cały ten kraj.

Sprawdzam również ceny biletów lotniczych, ponieważ czasem zdarzają się promocje, z których warto skorzystać. W ubiegłym roku, za jedyne czterysta złotych poleciałem na Islandię, za stosunkowo nieduże pieniądze odbyłem podróż do Nepalu. Resztę planów dostosowałem już do dat przelotów w jedną i w drugą stronę.

K.F.: A jakie są założenia na kolejne lata?

M.S.: Podróż Koleją Transsyberyjską do Władywostoku, kilkumiesięczna włóczęga z plecakiem, po takich krajach jak Laos, Birma. Powłóczyć się i przeżyć, to byłby dopiero wyczyn! [śmiech]

K.F.: Lubisz ryzyko?

M.S.: W każde działanie wpisane jest ryzyko. Czy ja je lubię? Zwykle jestem zdeterminowany, by zobaczyć miejsca, których nie zobaczyłbym korzystając z wyjazdu zorganizowanego przez biuro podróży. Ta decyzja wiąże się z odpowiedzialnością za siebie i innych, z akceptacją większego ryzyka. Tak więc liczę się z nim i biorę na siebie tylko tyle, ile mogę. A to znaczy, że nie wybrałbym się sam na Mount Everest. Staram się podchodzić do życia rozsądnie i nie przeceniać swoich umiejętności, kondycji i słabości. Przed każdym dalszym wyjazdem robię rozeznanie. Korzystam z dostępnych publikacji, z porad osób podróżujących po świecie. Jest mnóstwo stron internetowych i blogów o tematyce podróżniczej. Można tam znaleźć wiele potrzebnych informacji.

K.F.: Dlaczego preferujesz podróże indywidualne? Jest jakiś szczególny powód?

M.S.: Byłem kiedyś w Kenii, wykupiłem ofertę „total all-inclusive”. Pewnego dnia zauważyłem, że przed hotelem jest jakaś umowna granica. Po jednej stronie stała ochrona, byli to Masajowie, a po drugiej – zróżnicowana etnicznie grupa mieszkańców, czekająca na obcokrajowców, żeby sprzedać im swoje usługi. Część turystów nigdy z nich nie skorzystała. Była przekonana, że dalej, poza umowną linią, przydarzy się im coś złego.

Kiedy oglądamy świat z hotelowego tarasu, przez zimną szybę klimatyzowanego autokaru, tak naprawdę nigdy go nie widzimy. Żeby poczuć inną rzeczywistość trzeba najpierw opuścić bezpieczną przystań, choćby za cenę jakiegoś dyskomfortu.

K.F.: Czy to znaczy, że wyjazdy indywidualne są dla nas lepsze od tych oferowanych przez biura podróży?

M.S.: W przestrzeni publicznej zdarzają się słowne przepychanki między zwolennikami obu tych form, ale ja zawsze mówię, że to są jedynie różne formy. Tak naprawdę trudno wyrokować, która z nich i dla kogo jest lepsza lub gorsza. Każdy sam wybiera. Dla mnie minusem w podróżach zorganizowanych przez biura jest to oddzielenie od rzeczywistości, doświadczanie jej przez szybę autokaru. Pewnie dlatego preferuję podróże indywidualne. Oczywiście nikomu nie narzucam mojego poglądu. Rozumiem ludzi kupujących wycieczkę, wolą mieć zorganizowane, podane. Przecież nie każdy musi znać język angielski, który jest takim sine qua non podróżowania po świecie. Nie każdy musi czuć się dobrze i bezpiecznie, gdy trzeba samemu zadbać o przelot, wyżywienie, zakwaterowanie… 

K.F.: Czy czujesz, że podróże poszerzają twoje horyzonty, rozwijają twoją wrażliwość?

M.S.: Z każdej podróży wracam wewnętrznie ubogacony. Będąc tu, w naszym kraju, kulturze, uczymy się reguł, zasad działania i według nich żyjemy. Ale to są tylko przekonania, kompletnie nie funkcjonujące w dalekich rejonach świata. Podróżując poznajemy inne podejście do człowieka, życia, śmierci, wiary, seksualności… Odkrywamy to, co u nas jest niepraktykowane. Któregoś razu włócząc się po Katmandu, trafiłem w miejsce, gdzie wyznawcy hinduizmu palą zmarłych. Z rzeki wystawały nadpalone bale drewna, a na brzegu przygotowywano do spalenia ciało kobiety.

K.F: Przeżyłeś szok?

M.S.: Nie był to szok, lecz faktem jest, że nie pozostałem obojętny, nieporuszony. W kulturze europejskiej dominują inne wzorce. Przede wszystkim ceni się młodość, wychwala życie, piękne i zdrowe ciało. Dla Europejczyka taka jakość to wartość, no i oczywiście sukces. W tej sytuacji nic dziwnego, że wypiera się to, co dojrzałe, stare, śmiertelnie chore. Dla nas śmierć to klęska, wstyd, rozpacz i tabu. A tam nie, tam śmierć jest czymś pozytywnym. Tam wyraźnie można odczuć głębokie pogodzenie się z tym, co nieuchronne, z takim naturalnym porządkiem rzeczywistości, z  faktem, że ludzie rodzą się, starzeją, chorują i umierają.

 

(Zapraszamy wszystkich na drugą części rozmowy z Mirosławem Stefankiem, która ukaże się po wakacjach, we wrześniu. Dziękujemy!)

 

Foto: Mirosław Stefanek

Strona internetowa Mirosława Stefanka: http://lifeistravel.eu/

  • Dzisiaj artykuł – wywiad o mnie i moich pasjach podróżniczych. | Life Is Travel ;) Powtórz
    7 lat ago

    […] Już prawie skończyłem drugą część wpisu o Cyprze, ale to dopiero za kilka dni. Dzisiaj zamieszczam link do bloga Kasi Fedyk. Któregoś dnia usiedliśmy z Katarzyną przy kawie i rozmawialiśmy: o życiu, o podróżach, o pasjach. O tym co nas gna w świat. Kasia  ujęła to wszystko w ramy, a zresztą, sami przeczytajcie i oceńcie – serdecznie zapraszam na część pierwszą: http://blog.katarzynafedyk.pl/dotknac-poczuc-posmakowac-1/ […]

Twój adres e-mail nie będzie publikowany. Musisz zaznaczyć pole *

Możesz użyć takich HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>