• Dzisiaj jest niedziela, luty 18, 2024

Wilk morski

wilk morski
Andrzej Liczmonik
wrzesień03/ 2016

Znali go we wszystkich niemal portach na kuli ziemskiej. Przepłynął wzdłuż i wszerz trzy oceany. Nieobce mu były lody Arktyki i żar równikowych tropików. Jego imię wzbudzało podziw i szacunek wśród żeglarzy. Słuchano go w skupieniu, gdy opowiadał o zmaganiach ze sztormami, rekinami i innymi przeciwnościami losu czyhającymi na śmiałków takich jak on.

Nie znał lęku. Z entuzjazmem rzucał wyzwanie ryczącym pięćdziesiątkom w pobliżu przylądka Horn, który opłynął wiele razy. Nie był szalonym zuchwalcem. Do każdego rejsu starannie się przygotowywał, przewidywał możliwe zagrożenia i starał się je zminimalizować. Ale nie cofał się przed wyzwaniami, jakie stawiało przed nim rozkapryszone morze.

Na lądzie nie potrafił wysiedzieć długo. Ot, kilka miesięcy niezbędnych na przygotowanie kolejnej wyprawy i znów keja, jacht, rozpięte żagle i nieokiełznane żywioły, wśród których czuł się najlepiej. Gdy wychodził na brzeg, pierwsze kroki kierował zawsze do najbliższej tawerny, gdzie w szklankach rumu i grogu, między rozwartymi udami płatnych portowych dziewczyn starał się zatopić coś, co w chwilach spokoju uwierało go jak gwóźdź w podeszwie buta. Nie umiał tego nazwać. Nie wiedział skąd się to bierze i jak temu zaradzić. Czaiło się zawsze na dnie serca, duszy, podświadomości, diabli wiedzą czego, ale wyłaziło zawsze, gdy nie trzeba było walczyć ze sztormowymi falami, przeciwnym wiatrem, upałem albo mrozem. Zatruwało dobry nastrój, zżerało niczym rdza burtę starego statku.

Miał na to tylko jeden sposób – ucieczkę. Uciekał na morza, oceany, do tawern i portowych burdeli. Pływał albo pił, pił albo szukał rozkoszy. A potem znowu pływał i osuszał kolejne butelki. Im bardziej uciekał, tym bardziej owo coś w najgłębszym zakamarku serca odbierało mu spokój.

Aż nadszedł dzień, gdy z kolejnego rejsu nie wrócił. Przegrał ostatnią walkę z morskim szkwałem. Spoczął na dnie oceanu, jego serce zamilkło na zawsze, a wraz z nim owa paląca iskra, która budzi się zwykle w najmniej właściwej chwili i roznieca trawiący wnętrzności ogień. Od tego czasu inne wilki morskie z sentymentem wspominały jego żeglarski geniusz. Ułożyli kolejną szantę, sławiącą to, czego dokonał na morzu. Do dziś śpiewają ją w tawernach nad butelkami ginu, wódki i grogu, przed rzuceniem się w ramiona portowych dziewczyn, które za plik banknotów dają im to, co nazywają rajem.

Miękcy faceci, drżący ze strachu przed spojrzeniem prosto w oczy temu dziwnemu czemuś, co czai się na dnie serca każdego z nich, czego nie zatopią morskie fale.

Zdjęcie na licencji: Creative Commons

Twój adres e-mail nie będzie publikowany. Musisz zaznaczyć pole *

Możesz użyć takich HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>